12/14/2013

13 rozdział

MIŁOŚĆ WAŻNIEJSZA JEST NIŻ ŻYCIE

Idąc pośpiesznie pustymi korytarzami Amanda co chwilę rozglądała się po bokach bojąc się, że zza każdego kwiatu, rzeźby lub z zaułka wyskoczy Zayn, który ponownie będzie starał się wykorzystać ją seksualnie, a następnie w sposób brutalny zabić. Jej strach wzrastał także z każdym grzmotem, gdyż to właśnie burza była rzeczą, której ona od zawsze się obawiała.
„Uspokój się, Amanda” skarciła samą siebie cały czas w dłoni ściskając pistolet, który wręczyła jej Alison. „Harry mówił, że mimo wszystko jesteś dzielną osobą i taka właśnie masz być” ciągle sobie powtarzała, próbując jakoś uspokoić swoje nerwy. Siedemnastolatka wiedziała, że tylko myśl o Stylesie spowoduje, że odzyska pewność siebie, jednak najpewniej czułaby się gdyby to on szedł z nią uratować Alexa, bo przecież co ona mogła zrobić mając tylko broń. Nigdy przecież z nikim nie walczyła i miała marne szanse na pokonanie kogokolwiek, a zwłaszcza Zayna, którego raz obezwładniła tylko dlatego, że niedaleko stał dzban.
Nastolatka była także roztrzęsiona, ponieważ w momencie gdy przed chwilą spytała swojej siostry czy wszystko będzie dobrze, ona odpowiedziała by się nie martwiła, jednak Amanda w głowie usłyszała myśli Ali. Miała wielką nadzieję, że jej słowa „Tylko ja tej nocy zginę” nie są prawdą i nic poważnego nie stanie się niebieskookiej.
Znajdując się przy drzwiach prowadzących do jadalni serce Amy w natychmiastowym tempie przyśpieszyło i mocno zaczęło dudnić w jej piersi. Nastolatka obawiała się tego co może zastać w tym pomieszczeniu i miała nadzieję, że nie znajdzie tam żadnych nieżywych osób. Śmierć Alexa zrujnowałaby jej życie, zwłaszcza, że byłaby to jej wina.
Głośno wzdychając Amanda w delikatny sposób dotknęła ogromnych mahoniowych drzwi, które prowadziły do wnętrza jadalni. Była wdzięczna, że mimo swojej wielkości i długoletniego użytku nic w zamku nie wydawało nawet najmniejszego skrzypnięcia.
Pomieszczenie, które oświetlone było jedynie przez częste błyskawice wyglądało identycznie jak w czasie wieczornej kolacji tylko, że jedzenie zniknęło ze stołu. Wszystko prezentowało się w miarę zwyczajnie gdyby do jednej z nóg stolika nie był przywiązany Alex, a obok niego nie leżałby nieprzytomny Liam. Przerażona Amanda z trudem powstrzymała się by nie krzyknąć, gdyż czarnowłosy chłopak mimo pozycji siedzącej głowę opuszczoną miał w dół, a co najgorsze na jego białej koszulce znaleźć można było spore ślady krwi, które na pewno nie było spowodowane małym i niegroźnym skaleczeniem palca.
Nie zważając na to, że jej obcasy uderzają o marmurową podłogę, i że w każdej chwili może zaatakować ją Zayn, szybko podbiegła do swojego przyjaciela i leżącego obok niego, Anioła Stróża. Amy przyjrzała się Liamowi sprawdzając czy nigdzie nie został poważnie zraniony i zrozumiała, że najprawdopodobniej ktoś ogłuszył go tak jak ona ostatnio Malika. Collins przykucnęła przy siedemnastolatku i na bok odłożyła swoją broń, która uniemożliwiała jej dokładne przyjrzenie się Alexowi. W delikatny sposób uniosła jego twarz i syknęła widząc, że jego oko jest mocniej podbite, a pod nosem znajduje się zaschniętą krew. Chłopak z trudem spojrzał na nią i słabo wydukał:
-U-u-uciekaj.
-Nie zostawię cię tu – rzekła możliwe, że zbyt głośno, lecz nie przejmując się tym starała się w jakiś sposób rozwiązać sznur do którego przywiązane były nadgarstki Alexa. Mimo ciemności, dzięki błyskawicom Amandzie udało się zobaczyć, że jej przyjaciel najprawdopodobniej starał się jakoś uwolnić, gdyż zauważyła na rękach zaczerwienienia, a w niektórych miejscach zaschnięte ślady krwi.
-M-m-mason – mówił słabo. – On.. Jest… - Mimo, że Stonem starał się cokolwiek powiedzieć brunetka w połowie przestała go słuchać, gdyż uświadomiła sobie, że oprócz Liama, czarnowłosego chłopaka szukał także dwudziestojednoletni blondyn, którego teraz nigdzie nie było.
Natychmiast przerwała nieudaną próbę rozwiązania sznura i ręką zaczęła poszukiwać na podłodze pistoletu, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć.
-Tego szukasz skarbie? – usłyszała, co spowodowało, że natychmiast odwróciła się w stronę Masona, który jak zwykle ironicznie się uśmiechał. Nim siedemnastolatka zdążyła cokolwiek powiedzieć blondyn z całej siły uderzył rączką pistoletu  policzek Amandy, co spowodowało, że dziewczyna upadła. Collins w ustach poczuła metaliczny posmak i szybko na podłogę wypluła z ust sporą ilość krwi. Nim zdążyła się podnieść, ucieczkę uniemożliwił jej chłopak z niebiesko-szarymi tęczówkami, który usiadł na niej okrakiem.
Zanim cokolwiek powiedział jak zwykle swoimi zgrabnymi palcami odgarnął kosmyk grzywki, który ciągle wypadał zza jego zgarniętych włosów.
-Odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem, zrozumiałem dlaczego Zayn ciągle powtarzał, że z wielką chęcią by cię przeleciał – oznajmił chwytając policzki Amandy, w ten sposób starając się ją uspokoić, gdyż ciągle poruszała swoim ciałem chcąc od niego jakoś uciec. Gdy tylko jego chłodne palce dotknęły jej twarzy,
plunęła mu krwią prosto w twarz. Mason z obrzydzeniem przymknął powieki i wierzchem dłoni w powolny sposób otarł z policzka ślinę należącą do Amy.
-Kto by się spodziewał, że nasza mała królewna okaże się być taka groźna – mówił charakterystyczną dla
siebie tonacją głosu przy tym lufę pistoletu przystawiając do jej gardła. – Pewnie wszystkiego nauczyła cię twoja matka. Oh nie, tak mi przykro, że nigdy nie poznałaś tej dziwki – dodał złośliwie, co spowodowało, że złość i adrenalina w żyłach Collins wzrosły natychmiastowo.
Amandzie natychmiast przypomniała się jej krótka lekcja samoobrony, którą jeszcze kilka dni temu dał jej Zayn i skupiając się na wszystkim co w ciągu kilku dni bardzo ją zdenerwowało z całej siły, bez żadnego zastanowienia uderzyła Masona w brzuch. Miała wielkie szczęście, gdyż trafiła w idealne miejsce, a chłopak w mgnieniu oka upadł na podłogę przy tym skomląc z bólu.
Siedemnastolatka natychmiast podniosła się z podłogi, jedną nogą wykopując z dłoni blondyna należącą do niej broń. Szybko rozprostowała bolącą rękę, jednak nie zważając na cierpienie z trudem chwyciła pistolet i trzymając go w trzęsących się dłoniach wymierzyła w kierunku Masona.
-Ty i Alison jesteście za słabe, by kogokolwiek zabić – wciąż drwił z niej blondyn. – Może i udajesz twardą sukę, ale każdy wie, że ze swoją siostrą nie skrzywdziłybyście nawet muchy.
-Zapewne masz rację z tym, że udaję taka twardą, bo w porównaniu z tobą mam jakieś uczucia – zaczęła pewnym głosem Amanda, cały czas ze złością patrząc na dwudziestojednolatka, który leżąc na marmurowej podłodze mimo przegranej pozycji ironicznie się uśmiechał. – Jednak ja wiem kiedy kogoś trzeba zabić i nie boje się tego zrobić. Tobie śmierć się należy – dodała unosząc do góry jedną brew.
Mason zauważył, że siedemnastolatka zamierza go śmiertelnie postrzelić i chcąc wykorzystać swoją szybkość Anioła próbował uciec, lecz niestety zdążył tylko się podnieść, a brunetka na całe szczęście w odpowiednim momencie pociągnęła za spust, dziękując Bogu, że maszyna była załadowana.
Blondyn z krwią która wyciekła mu z ust oraz z szeroko otwartymi oczami, swoimi niebiesko-szarymi tęczówkami ze zdziwieniem patrzył na Amandę, która także była zszokowana tym, że właśnie kogoś postrzeliła. Mason dłoniom dotknął lewej piersi i już po chwili na jego ręce zauważyć można było ślady krwi. Z impetem upadł na podłogę, a Collins z mocno bijącym sercem podeszła bliżej chcąc upewnić się, że jej wróg na pewno zginie. On będąc jeszcze przytomny z trudem spojrzał na siedemnastolatkę i ironicznie się uśmiechając w powolny sposób odgarnął z czoła jedno pasmo swojej grzywki na której to zostawił ślady krwi. Po tym wszystkim głośno nabrał powietrze w płuca, a następnie jego klatka piersiowa przestała unosić
się w górę i dół. Amanda westchnęła patrząc jak niebiesko-szare tęczówki Masona tracą swoją intensywność.
-Dobrze, że ty go zabiłaś, przynajmniej ja nie muszę tego robić – usłyszała zachrypnięty głos za swoimi
plecami, który należał do Zayna.
Nastolatka pośpiesznie odwróciła się na pięcie i pistolet skierowała w kierunku błękitnookiego, który z żalem w oczach na nią patrzył.
-Zabierz tą zabawkę, bo zrobisz sobie jeszcze krzywdę dziecko.
-Zamknij się! – krzyknęła niepewnie Amy bojąc się tego co zaraz może się wydarzyć. Wiedziała, że Malik jest o wiele silniejszy od Masona i bez żadnego problemu mógłby zrobić jej krzywdę.
Z trzęsącymi się dłońmi celowała broń w pierś czarnowłosego chłopaka, który wciąż czekał na to by Amanda zabrała pistolet, jednak widząc, że ona nie ma zamiaru tego zrobić przewrócił w teatralny sposób oczami, które nagle z jasnej barwy przybrały bardzo ciemną, a wręcz czarną.
-Dobra, dość tej zabawy – odparł lekko znudzony, jednak w jego szorstkim tonie głosu wyczuć można było zdenerwowanie.
Bez żadnego problemu chwycił lufę pistoletu, i zwinnym ruchem zabrał go Amandzie, która nawet nie zdążyła jakoś zareagować. Czuła tylko, że jej serce zaczyna bić milion razy na sekundę, a podświadomość powtarzała jej by uciekała jak najdalej stąd. Nim jednak zdążyła postawić chociaż krok czarnowłosy chłopak bez żadnego problemu chwycił ją za gardło przy tym unosząc w górę i rzucając w kierunku stołu, o który ona uderzyła twarzą.
W uszach zaczęło jej dzwonić, a w ustach ponownie poczuła metaliczny smak, po czym bezwładnie padając na podłogę Amanda chyba w każdej możliwej kości poczuła niesamowity ból.
Leżąc plecami na marmurze z trudem usiadła, palcami dotykając prawego łuku brwiowego i wcale się nie zdziwiła gdy na palcach zauważyła krew. Opierając się o nogę stołu zaczęła głośno kaszleć przy tym pozbywając się z jamy ustnej sporej ilości czerwonej śliny. Głowę odchyliła lekko do góry, próbując jakoś zmniejszyć swój ból, lecz nie miała zbyt dużo czasu na odpoczynek, gdyż spod przymrużonych oczu zauważyła, że Zayn, który napajał się jej cierpieniem, celował do niej z pistoletu.
-Żegnaj – usłyszała, po czym mulat wystrzelił do niej z broni.
Na całe szczęście zdążyła choć trochę się odsunąć – najprawdopodobniej używając szybkości Archaniołów – i zamiast zostać postrzeloną w serce, pocisk dostał się w głąb jej ramienia. Krzyknęła z powodu niesamowitego bólu, którego nie mogła porównać z niczym innym. Amy w mechaniczny sposób zgięła swoją rękę, drugą zaś dotykając rany. Na całe szczęście pocisk przeleciał na wylot, lecz postrzelone miejsce przy nawet najdrobniejszym ruchu zadawało jej niesamowity ból. Po policzkach, oprócz krwi i potu ciekły także łzy, których Collins nie potrafiła powstrzymać.
Z obrzydzeniem spojrzała na cieknącą po ramieniu sporą ilość czerwonego płynu, który także plamił marmurową posadzkę. Mimo, że jej dłoń była cała we krwi nastolatka nie potrafiła zabrać ręki, gdyż najprawdopodobniej widok rany sprawiłby, że straciłaby przytomność, a przy Maliku było to zbyt niebezpieczne.
-Zawsze uważałem, że pistolet to prymitywna broń walki – oznajmił Zayn, podchodząc bliżej dziewczyny i od niechcenia przyglądając się broni. Amanda z załzawionymi oczami patrzyła jak ciemnowłosy chłopak w delikatny sposób odkładał na podłogę pistolet, a następnie zwinnie kopnął go na bok. Następnie wzrokiem przepełnionym gniewem i nienawiścią spojrzał na brunetkę, po czym rozkazał:
-Wstań.
Brązowooka przez chwilę pomyślała by plunąć mu w twarz, jednak powstrzymała się, mając nadzieję, że może w jakiś sposób uda jej się uciec z tej beznadziejnej sytuacji.
Nie puszczając postrzelonego miejsca z trudem się podniosła, gdyż w uszach ciągle jej dzwoniło, a w ustach miała metaliczny posmak. Kiedy w końcu jej się to udało kilkakrotnie musiała mrugnąć by uzyskać wyraźny obraz zdenerwowanego Zayna, który mimo wszystko mógłby powalić nawet samą urodą.
-Nim mnie zabijesz – zaczęła Amanda lecz na chwilę przerwała starając się zignorować okropny ból, a także przełknąć przez bolące gardło gęstą ślinę. – Powiedz mi po co było to wszystko? Udawałeś chłopaka o którym marzę, byłeś miły i kochany, a tak naprawdę chciałeś mnie tylko wykorzystać i zabić.
-Życie bywa okrutne, Amando. Co za frajda kogoś zabić, jeśli można się nim najpierw pobawić. To wszystko wydawało się ciekawsze niż zwykłe zabicie cię w jakimś zaułku czy podczas snu – odpowiedział, a w tym czasie siedemnastolatka mu się przyjrzała. Był ubrany podobnie do Harry’ego; całkowicie na czarno, lecz jego jedyną bronią był miecz, który przyczepiony miał do paska spodni.
-Podobno Wyklęci nie potrafią kochać, jak to możliwe, że zakładają rodziny? – dopytywała Collins, w ten sposób zwlekając na czasie. Starała się jakoś zregenerować siły oraz sprawić by jej ból choć w małym stopniu zniknął dzięki szybkiej regeneracji, którą miał każdy Archanioł. Niestety jej rany były zbyt poważne i nie mogła się szybko uleczyć.
-Nikt nie żyje wiecznie – odpowiedział stając jeszcze bliżej Amandy, tak że jej obolałe ciało stykało się z jego. – No oczywiście oprócz mnie – dodał całkowicie pewny siebie, przy tym kciukiem dotykając zraniony łuk brwiowy Amy. Gdy tylko poczuła, że jego skóra dotyka jej, drgnęła tym samym wpadając na pewien pomysł.
Szybko lecz w bardzo dyskretny sposób rozejrzała się po pomieszczeniu próbując dostrzec gdzie Zayn kopnął pistolet. Kiedy tylko zauważyła, że leży on w rogu sali z trudem powstrzymała złośliwy uśmiech.
-Czemu w to wszystko mieszasz Alexa? On przecież nie ma z tym nic wspólnego – spytała z trudem zabierając rękę z postrzelonego miejsca. W dyskretny sposób rozprostowała bolące oraz zesztywniałe palce.
-Im więcej osób ginie tym lepiej dla nas. Rośniemy wtedy w siłę.
Nim niebieskooki zdążył cokolwiek dodać, Amanda kantem dłoni uderzyła Malika w nos. Mimo przeraźliwego bólu ponownie miała wielkie szczęście, gdyż trafiła chłopaka w odpowiednie miejsce. Czarnowłosy chwycił się pośpiesznie za nos, a w tym samym czasie siedemnastolatka z całej siły kopnęła go w krocze, co spowodowało, że zgiął się w pół, przy tym wydając z siebie gardłowy krzyk.
Brunetka nie tracąc czasu biegiem ruszyła w kierunku broni. Nie zwracała uwagi na ból w postrzelonej ręce, rozciętym łuku brwiowym czy obolałym policzku, który na pewno – jeśli przeżyje – będzie miała spuchnięty. Jej ciało było całe obolałe i ociężałe ale udało jej się dobiec do pistoletu przed Zaynem i gdy prawą ręką sięgnęła po broń z trudem mogła ją chwycić, gdyż jak się okazało cios w nos, którym obdarowała dziewiętnastolatka zaszkodził nie tylko jemu, ale także i jej. Najprawdopodobniej miała złamaną dłoń, a to w niczym nie pomagało. Amy starała się chwycić pistolet w drugą rękę, jednak za każdym razem gdy próbowała go złapać czuła niesamowity ból.
-Czyli chcesz się bawić – stwierdził Zayn, wciąż znajdując się przy stole.
Nim siedemnastolatka zdążyła chociażby mrugnąć chłopak stał już przed nią. Na jego twarzy i dłoniach zauważyła krew, która spowodowana była tym, że Collins złamała mu nos. Bez żadnego zająknięcia samemu go sobie nastawił. Dźwięk przestawienia się kości spowodował, że na ciele Amandy pojawiła się gęsia skórka, która mogła powstać także z powodu strachu.
-Można wręcz rzec – zaczęła słabo Amy, czując suchość w gardle – że uczeń przerósł mistrza. – Collins była już pewna, że zaraz zginie i zaczęła pozwalać sobie na złośliwe docinki, które bardzo denerwowały Malika. W czarnych oczach Zayna dostrzec można było jeszcze więcej złości oraz nienawiści i nim nastolatka zdążyła nabrać choć odrobinę powietrza do swoich płuc, chłopak z całej siły pchnął Amandę na
ścianę a następnie chwycił ją za gardło, w ten sposób uniemożliwiając jej swobodne oddychanie.
-Nigdy, nikt nie będzie lepszy ode mnie – wysyczał przez zaciśnięte zęby, drugą rękę kładąc obok głowy należącej do brunetki.
-M-masz – mówiła słabo, gdyż Zayn bardzo mocno naciskał na jej krtań. – Ko-ko-ompleks m-mniejszości? – Ponownie zadrwiła z niego i wcale nie zdziwiło ją to, że została uderzona przez mulata pięścią w prawe oko, które i tak było obolałe z powodu rozciętego łuk brwiowego.
Brązowooka nie powstrzymywała łez, gdyż nie były one oznaką słabości, lecz tego, że po prostu nic nie jest w stanie już zrobić. Starała się i próbowała, a to chyba było najważniejsze w próbie ochrony najbliższych. Z załzawionymi oczami kątem oka spojrzała na ledwo przytomnego Alexa. Amy zauważyła, że jej najlepszy przyjaciel bierze krótkie oddechy, które najprawdopodobniej sprawiają mu ból. Nastolatka miała nadzieję, że gdy Zayn pozbędzie się jej, to ukróci jego męki i szybko go zabije.
Nim Amanda całkowicie straciła zdolność do swobodnego oddychania, ona oraz jej napastnik zdziwili się gdy nagle coś ostrego przecięło skórę na opadniętych policzkach Malika. Chłopak czując ból puścił brunetkę, a ona upadając na kolana łapczywie zaczęła nabierać powietrze do płuc ciesząc się, że najwidoczniej jeszcze przez chwilę będzie żywa.
Na marmurową podłogę, tuż obok niej upadła metalowa broń w kształcie czteroramiennej gwiazdy. Amanda od razu rozpoznała, że jest to shuriken, gdyż kiedyś w telewizji wraz z Jonathanem oglądała program o różnych rodzajach broni – teraz wiedziała dlaczego.
-Co do… - zaczął Zayn, któremu po policzku w powolny sposób ciekła krew. Amy i on spojrzeli w kierunku z którego pojawił się shuriken i siedemnastolatce serce podeszło do gardła, gdy zauważyła przemoczonego Harry’ego, który wydawał się wyjść cało z bitwy odbywającej się na zewnątrz.
-Oh, kogo my tu mamy – odparł z drwiną niebieskooki, nie zwracając uwagi na skaleczony policzek, który i tak już zaraz miał się zagoić. – W końcu mam wielką przyjemność walczyć z samym Harry’m Stylesem. Tobą zajmę się najpierw – oznajmił sięgając po miecz bez żadnego problemu wyjmując go z pokrowca. – Niech twoja dziewczyna wreszcie zobaczy jaki jesteś słaby. Po tym wszystkim w odpowiedni sposób się nią
zajmę – dodał mieczem wskazując na Amandę, która wciąż miała problem ze swobodnym oddychaniem.
-Czy matka nie nauczyła cię, że damy się nie bije? – spytał retorycznie Harry z lekką ironią unosząc brew do góry, przy tym złośliwie się uśmiechając. – Oh – zaczął z taką samą drwiną jak Malik – zapomniałem, że była tak samo niewyrachowana jak ty i została zabita zanim tobie przemówiła jakoś do rozsądku. Chociaż sądzę, że i tak, nic by ci nie pomogło.
-Została zabita, bo ty zdradziłeś ją gdy tylko zaczęto grozić ci śmiercią! – wrzasnął bardzo mocno Zayn, powodując że przestraszona Amy aż drgnęła. W tym samym momencie kątem oka dostrzegła, że Alex starał się w dyskretny sposób uwolnić swoje związane ręce. Siedemnastolatka cieszyła się, że niebieskooki chłopak jest zajęty kłótnią z Harry’m, gdyż chociaż jedna osoba mogła wyjść z tej walki żywo.
-Nikt nie żyje wiecznie, Zayn – powiedział brunet patrząc twardo w oczy dziewiętnastolatka, jednak co jakiś czas pośpiesznie zerkając na osłabioną Amandę. – Wiesz kto mi to pierwszy powiedział? Twoja mama – dodał cały czas złośliwie się uśmiechając, ukazując przy tym rząd równych i białych zębów oraz dwa słodkie dołeczki. Styles zdawał sobie sprawę, że wspomnienia o rodzinie strasznie irytują czarnowłosego chłopaka.
-Mam dość tej dziecinady – oznajmił Malik, ruszając w kierunku brązowowłosego chłopaka przy tym bardzo profesjonalnie posługując się mieczem. Przerażona Amanda patrzyła na dwójkę chłopaków z wielką nadzieją iż to Harry’emu uda się zabić przeciwnika, a nie na odwrót.
Kiedy Zayn chciał zaatakować dziewiętnastolatka bronią, ten w odpowiednim momencie bez żadnego problemu wyskoczył w górę przy tym robiąc salto. Styles z wdziękiem i gracją upadł za swoim przeciwnikiem, triumfalnie uśmiechając się do Amy, która nie mogła nadziwić się jego zdolnościom. Brunet zwinnym ruchem wyciągnął z pokrowca swój miecz i szybko odwracając się chciał wbić go w plecy mulata. Zayn jednak w mgnieniu oka zareagował i między nim, a Harry’m zaczęła się walka na miecze. Patrząc na ich zwinne ruchy Amanda przestała widzieć w nich zwykłych nastolatków.
-Amy – usłyszała jak Alex szeptem wypowiada jej imię, więc szybko spojrzała w jego kierunku. – Podaj mi pistolet – dodał uwolnioną ręką wskazując na leżącą obok niej broń.
Nic nie odpowiadając zerknęła na Stylesa i Malika, którzy wciąż walczyli między sobą, w ogóle nie zwracając uwagi na siedemnastolatkę. Collins zauważyła, że mimo swoich zdolności ubrania Harry’ego w niektórych momentach było rozerwane, a z ran ciekła krew.
Brunetka głośno westchnęła po czym z trudem wstała i w bardzo dyskretny sposób delikatnie kopnęła leżący obok jej stopy pistolet. Stonem w odpowiednim momencie go schwytał, po czym kiwnął głową w kierunku drzwi, w ten sposób chcąc przekazać Amandzie by uciekła. Ona jednak zlekceważyła rozkaz i do ręki chwyciła shuriken, który porównaniu z pistoletem był bardzo leciutki.
Siedemnastolatka tak właściwie nie wiedziała co chce zrobić, gdyż nie umiała posługiwać się tego rodzaju bronią. Mogłaby spróbować nią rzucić, jednak szansa, że ten przedmiot zaszkodziłby jakoś Zaynowi była minimalna. Jednak w jakiś sposób zwróciłaby na siebie jego uwagę, umożliwiając w ten sposób Harry’emu, a także Alexowi zabicie mulata.
Powoli zbliżając się do walczących dziewiętnastolatków, patrzyła jak zwinnie zadają ciosy, a także ich
unikają. Niestety w pewnym momencie Styles starając się wbić czarnowłosemu chłopakowi miecz w serce wykonał zły unik, co spowodowało, że Zayn rękojeścią broni z niesamowitą siłą uderzył w klatkę piersiową bruneta. Dziewiętnastolatek z powodu bardzo mocnego bólu oraz zdziwienia szeroko otworzył oczy, przy tym upuszczając broń oraz upadając z impetem na kolana.
-Harry! – krzyknęła brązowooka, upuszczając shuriken i zwracając na siebie uwagę swojego chłopaka oraz byłego kochanka, jeśli tak w ogóle można nazwać Malika.
Przez sekundę mózg nastolatki podpowiadał jej by uciekła jak najdalej stąd, jednak ona go zignorowała i mimo bólu szybko podbiegła do Harry’ego i kucając mocno przytuliła go do swojej piersi.
-Cóż za romantyczna chwila – drwił Zayn, czubkiem noża dotykając łopatek Collins, która odwrócona była do niego plecami. W tym czasie na bok odtrącił upuszczoną broń bruneta. – Siedemnastoletnia dziewczyna chce poświęcić życie dla zwykłego śmiecia. No cóż Amando, niestety muszę cię rozczarować, gdyż to on najpierw zginie, bo dla ciebie zaplanowałem dodatkową rozrywkę – dodał dwuznacznie przy tym złośliwie się uśmiechając.
-Uciekaj – usłyszała ciepły oddech Harry’ego na swoim uchu, po czym lekki ból z łopatek nagle zniknął, a ona sama poczuła jak but z twardą podeszwą zadaje cios w jej kręgosłup. Z powodu uderzenia brązowowłosa dziewczyna upadła na swojego chłopaka, który uchronił ją przed zderzeniem z marmurową podłogą.
Niebieskooki nie pozwolił jednak Amandzie i Harry’emu długo pozostać w uścisku, gdyż chwycił nastolatkę za ramię i ponownie rzucił ją na bok. Niestety dziewczyna upadła na postrzelone ramię, co spowodowało, że znowu poczuła ból, którego w żaden sposób nie potrafiła opisać. Dzwoniło jej także w uszach, a w ustach wciąż czuła nieprzyjemny posmak krwi. Amy starała się podnieść z podłogi, lecz niestety wszystkie mięśnie
odmawiały jej posłuszeństwa, rozkazując by nigdzie się stąd nie ruszała i z lekkiej oddali przyglądała się starciu.
-Harry, Harry, Harry – powtarzał Malik, ironicznie uśmiechając się do leżącego na plecach Harry’ego. – I jak by cię tu zabić, by twoja dziewczyna także cierpiała? – zapytał samego siebie, spoglądając na oszołomioną Amandę. – Chciałbym zobaczyć tą twoją słynną bliznę o której opowiadał mi Mason – oznajmił czubkiem miecza dotykając wilgotnej koszulki brązowowłosego chłopaka. Collins zauważyła, że mięśnie dziewiętnastolatka pod wpływem zapewne chłodnego ostrza napinają się. Zayn zwinnym ruchem przeciął bluzkę swojego przeciwnika, odsłaniając jego umięśniony brzuch. „Może on jest gejem?”, przeszło przez myśl Amandzie, jednak szybko się opamiętała przypominając sobie co chciał zrobić z nią kilka dni temu.
-Pewnie domyślasz się, że to właśnie Mason był naszym małym szpiegiem – mówił Malik zwracając się głównie do brązowowłosego. – Był trochę głupkowaty i ciągle poprawiał tą swoją grzywkę, ale przynajmniej informował nas co tutaj się dzieje. To on wpuszczał nas na teren Miasta Aniołów, więc poniekąd cieszę się, że twoja dziewczyna pozbyła się go za mnie. Zapewnie błagałby, bym tego nie robił, a ja nie lubię gdy ktoś o coś mnie prosi.
Amanda widziała jak mulat cały czas wodzi ostrzem miecza po bliźnie Harry’ego, zaczynając od lewego obojczyka i kończąc tuż pod żebrem. W pewnym momencie z całej siły wbił miecz w początek grubej, białej blizny przesuwając go aż na sam koniec. Krew ciekła po szybko unoszącym się brzuchu dziewiętnastolatka, a on sam głośno krzyczał. Harry Styles krzyczał, a jego ból powodował, że Amy miała ochotę ochronić go swoim delikatnym i kruchym ciałem.
Łzy spływały po policzku brunetki. Z powodu przeznaczenia czuła ból Harry’ego i tak jak on miała ochotę krzyknąć. Widziała też o czym dziewiętnastolatek myśli. Lekko się uśmiechał, bo wspominał sześcioletnią Amandę, którą już wtedy pokochał. Myślał także o ich pierwszym pocałunku, który uświadomił Collins, że czuje coś do Harry’ego. Przed śmiercią rozmyślał o każdej przyjemnej sytuacji związanej z jego prawdziwą miłością.
Amy chciała odwrócić wzrok i udawać, że walka się nie wydarzyła, ale niestety nie potrafiła. Wciąż patrzyła jak chłopak, który jest jej Przeznaczony łapie krótkie, niemiarowe oddechy, a Zayn z satysfakcją przygląda się krwi Stylesa, znajdującej się na ostrzu miecza.
-Myślisz o niej, prawda? – zapytał czarnowłosy najprawdopodobniej zauważając lekki uśmiech dziewiętnastolatka, przy tym kątem oka patrząc na nastolatkę. – Gdybym to ja umierał to uwierz, że też pomyślałbym o Amandzie oraz o tym co chciałbym jej zrobić. Ja jednak będę żyć wiecznie, więc…
Zdanie Malika przerwał strzał pistoletu, który przeleciał przez jego lewą pierś. Harry pośpiesznie spojrzał na
brunetkę myśląc, że to ona postrzeliła Zayna, jednak oboje zdziwili się gdy zauważyli czarnowłosego siedemnastolatka z bronią w ręce. Postrzelony chłopak z krwią, która wypłynęła z jego ust upadł, a po chwili marmurowa podłoga wokół niego pokryła się czerwoną cieczą. Wyklęty kilka razy zaczerpnął mocno powietrza do płuc, lecz długo nie trzeba było czekać na jego śmierć. Klatka piersiowa Zayna przestała się unosić, a Amy ze zdziwieniem i radością spojrzała na swojego najlepszego przyjaciela, a potem na Harry’ego, który opierając się na łokciach tak jak i Alex patrzył na ciało zabitego dziewiętnastolatka.
-Granie w Call of Duty chyba się przydało – odparł Stonem uśmiechając się do przyjaciół. Mimo, że jego prawe oko było mocno spuchnięte i nie mógł go otworzyć, a pod nosem znajdowała się zaschnięta krew to wydawał się być zadowolony z tego wszystkiego.
-Czy nawet w obliczu śmierci musisz gadać jakieś głupoty? – zapytał Harry, głośno wzdychając przy tym bezwładnie opadając na marmurową posadzkę. Amanda natychmiast podniosła się i szybko podeszła do swojego chłopaka. Jego rana z bliska nie wyglądała zbyt ciekawie, i serce brunetki zaczęło mocno dudnić w piersi, bojąc się, że Styles może wykrwawić się na śmierć, lecz uspokoiła się gdy zauważyła na twarzy dziewiętnastolatka spokój i lekki uśmiech.
-Wiesz, że to nie koniec? – spytał zmęczonym głosem Harry.
-Musimy sprawdzić co z Ali i z Niallem – odpowiedziała, świadoma tego, że Horan poszedł ratować jej siostrę. Miała nadzieję, że nie jest jeszcze za późno i Alison jeszcze nie zginęła.
-A z tobą wszystko w porządku?
W delikatny sposób dotknął jej prawego policzka, na którym to znajdowała się zaschnięta krew. Lekko drgnęła czując nieprzyjemne pulsowanie, jednak nie kazała zabrać mu dłoni. Potwierdzająco kiwnęła głową, udzielając Stylesowi odpowiedzi na pytanie. Było to kłamstwo, gdyż wszystko ją bolało, jednak nie chciała
mu się do tego przyznawać, ponieważ najprawdopodobniej sam chciałby pójść do biblioteki.
-Amy, co z twoją ręką? – spytał Alex kładąc rękę na ramię dziewczyny. – Straciłaś sporo krwi.
-Nie przejmuj się – odparła spoglądając na przyjaciela i lekko się do niego uśmiechając. – Dziękuję, że uratowałeś Harry’ego – dodała, podnosząc się i mocno obejmując Stonema. Cieszyła się, że nic poważnego, jak na razie mu się nie stało.
-Nie ma sprawy. Wiem, że jest dla ciebie wszystkim – wyszeptał jej do ucha.
***
 Alison czuła strach stojąc przed dużymi, drewnianymi drzwiami prowadzącymi do biblioteki. Świadomość, że zaraz będzie cierpieć z bólu, a po chwili zostanie zabita przyprawiały ją o nieprzyjemne dreszcze. Śmierci z rąk Louisa nie życzyłaby nawet najgorszemu wrogowi.
Przed wejściem do pomieszczenia pełnego książek, przymknęła powieki i głośno westchnęła przypominając sobie swoją siostrę, która zawsze udawała, że niczego się nie boi. Pomyślała także o nierozgarniętym Alexie, który dla przyjaciółek mógł zrobić wszystko. W swojej wyobraźni zobaczyła także Harry’ego i jego dwa słodkie dołeczki, które mogły oczarować chyba każdego. I oczywiście Alison pomyślała o Niallu. O przystojnym blondynie z błękitnymi jak ocean oczami, dla którego właśnie szła poświęcić swoje życie.
Trzęsącymi rękoma dotknęła klamki i niepewnie otworzyła drzwi. Wchodząc do ciemnego pomieszczenia zamknęła za sobą wejście, po czym rozejrzała się po bibliotece. Wszystko wyglądało tak samo jak kilkanaście minut temu gdy stała przy jednym z okien z Niallem, jednak w tym momencie było tam zbyt cicho.
Alison z trudem przełknęła ślinę, gdyż w gardle narastała jej okropna gula, ale kiedy w końcu jej się to udało, z mocno bijącym sercem rzekła:
-Teraz możesz mnie zabić, Louis.
Tych kilka słów wystarczyło by nie wiadomo skąd z niewiarygodną szybkością pojawił się Tomlinson, który mocno popchnął nastolatkę w kierunku okna, przy którym jeszcze niedawno stała z dziewiętnastoletnim
blondynem. Louis nie pozwolił nawet na sekundę odpocząć Alison, gdyż chwytając ją za gardło uniósł dziewczynę nad ziemią przy tym jej głowę przykładając do zimnej szyby.
-Czyli miłość ważniejsza jest niż życie – odparł z udawaną ckliwością, z drwiną przyglądając się brunetce. Ali zauważyła, że jego oczy nie były już w kolorze niebieskim, lecz czarnym. – Jakie to beznadziejne.
-T-ty n-nawet nie w-iesz co to m-miłość – odparła z trudem Murray, gdyż Lou uniemożliwiał jej swobodne oddychanie. Nastolatka zauważyła, że jej słowa najprawdopodobniej zdenerwowały Wyklętego i przekonała się o tym, gdy Louis uderzył jej głową w okno co spowodowało, że pojawiły się na nim lekkie pęknięcia.
Alison z powodu bólu przymknęła oczy, a po jej policzkach szybko spłynęły łzy. Czuła także jak z tyłu jej głowy w powolny sposób spływa krew. „Zaczyna się”, pomyślała co raz bardziej przyswajając sobie myśl, że już za chwilę zginie.
-Przepraszam, mówiłaś coś? – spytał sarkastycznie Louis, mocniej przyduszając niebieskooką dziewczynę. – Wiem więcej niż może ci się wydawać. Jednak moja wiedza głównie odnosi się do sposobów zabijania.
Po tych słowach najmocniej jak potrafił uderzył głową Alison w ogromne okno, które z powodu siły roztrzaskało się na milion drobnych kawałków. Oprócz rozbitej z tyłu głowy, nastolatka pod prawym okiem miała wbity mały kawałek szkła. Tomlinson będąc niesatysfakcjonowany z powodu cierpienia brunetki z całej siły rzucił w nią kierunku dużego, mahoniowego stołu.
Uderzając z impetem głową o kant stołu, Alison poczuła w ustach smak krwi, którą szybko zaczęła się dławić. Z trudem podnosząc się do pozycji siedzącej, oparła się o nogę stołu i głośno zaczęła kaszleć przy tym na podłogę wypluwając czerwoną ciecz. W pewnym momencie siedemnastolatka pomyślała o Niallu i miała wielką nadzieję, że nic złego mu się nie przytrafiło.
-Myślisz o swoim księciu? – spytał Lou kucając. Pragnął widzieć jak cierpi, za każdym razem gdy zadawał jej kolejną dawkę bólu. Cierpienie innych osób powodowało u niego radość, taką jak u małych dzieci gdy na święta dostawały dawno oczekiwany prezent.
Ali trzęsącą się dłonią dotknęła swoją szyję i nie zdziwiła się gdy na ręce zauważyła krew, która od razu ją obrzydziła. We włosach czuła także małe kawałki szkła, ale nie zwracała na to uwagi gdyż ból pod prawym
okiem pozwalał jej myśleć jedynie o tym.
-Wiesz, nie tylko Archanioły mają magiczne moce – zaczął opowiadać Louis, wyjmując zza paska czarnych spodni tak dobrze znany jej sztylet z wyzłacaną rękojeścią. – Każdy Wyklęty wie czego pragnie każda osoba. Czujemy to co lubicie, a czego nie, by jak najbardziej wam się przypodobać. – Alison ze zmarszczonymi brwiami patrzyła na Tomlinsona, przy tym drwiąc z samej siebie. Była naiwna wierząc, że jemu naprawę na niej zależy. – Okropne było udawanie kochanego chłopczyka, który poszukuje miłości swojego życia. Wolałem zająć się Amandą, bo z nią poszłoby łatwiej. Wiesz ona nie ma zbyt wyrachowanego gustu co do facetów, ważne by byli przystojni, ale Zayn tak bardzo się upierał, że aż musiałem się zgodzić.
-Zamknij się – zażądała słabo Ali, mimo wszystko twardo patrząc w czarne tęczówki Louisa. Chłopak szybko przystawił ostrze sztyletu do jej policzka, przy tym lekko go przyciskając. Ali ponownie poczuła jak po policzku spływa jej malutki stróżek krwi.
-Prawda jest taka, że twoją siostrzyczkę łatwo owinąć sobie wokół palca. Zresztą z tobą też nie było tak źle – dodał mocniej wbijając ostrze w jej policzek, a z powodu bólu odwróciła ona głowę w drugą stronę. – Patrz jak do ciebie mówię!
Wykrzyczał chwytając podbródek Alison odwracając jej twarz w swoim kierunku. Po policzku nastolatki zaczęły powoli spływać łzy, a Tomlinson widząc, że brązowooka jest przerażona tym wszystkim szeroko uśmiechnął się.
-Nie płacz mała – oznajmił uderzając ją lekko w prawy policzek, co spowodowało, że ponownie poczuła mocny ból z powodu szkła, które lekko poruszyło się pod jej okiem. – To dopiero początek twojego cierpienia. Zapewne pamiętasz ten oto sztylet? – spytał retorycznie pokazując ukradzioną przez Ali z Cherrybomb broń, na której końcu znajdowała się jej krew. – Pamiętasz co mi nim zrobiłaś?
Nie czekając na odpowiedź ze strony Murray wbił jej sztylet w udo.
-Aaa! – krzyknęła siedemnastolatka w pośpiechu dotykając skaleczonej nogi, z której sterczał sztylet. Widziała jak jej biała sukienka – która i tak była już brudna od krwi – na samym dole przybiera czerwonej barwy. Cierpienie jakiemu poddawał ją Louis było okropne i brunetka nie wiedziała ile w stanie jest jeszcze wytrzymać.
Mimo okropności jakie przeżywała wiedziała, że było warto. Umierając pierwsza miała szansę na to by uratować Nialla, a także Jonathana, Lucasa, Liama i resztę Archaniołów. „Życie grupy osób, jest cenniejsze niż jednej”, pomyślała Alison.
-Krzycz głośniej! Niech twój książę cię usłyszy!
W tym samym momencie Louis bardzo mocno wyciągnął z nogi sztylet, powodując, że krew zaczęła szybciej wyciekać z jej rany. Nie chcąc go usatysfakcjonować, Ali mimo przeraźliwego bólu mocno zagryzła swoją wargę nie pozwalając na wydobycie się z gardła nawet najmniejszego dźwięku. Rękoma wciąż dotykała rany, lekko ją ściskając mając nadzieję, że ból ustanie, lecz niestety nic takiego się nie wydarzyło.
-Więc chcesz udawać twardą – stwierdził Tomlinson wciąż z bliska przyglądając się twarzy nastolatki. Wiedząc, że i tak za chwilę straci życie, Alison postanowiła plunąć mu prosto w twarz, co niezbyt mu się spodobało. Zniesmaczony otarł z policzka jej ślinę, a ona wykorzystując jego nieuwagę, jak najmocniej potrafiła uderzyła go pięścią w twarz, a następnie pchnęła na podłogę.
Najprawdopodobniej z powodu dużej utraty krwi oraz zbyt szybkiego podniesienia się z podłogi, niebieskookiej dziewczynie mocno zakręciło się w głowie. Mimo tego starała się ukryć przed Louisem mijając szereg olbrzymich regałów. W końcu postanowiła w któryś z nich wbiec i jak mała dziewczynka usiadła w róg i nie zważając na ból podkuliła nogi. Dłońmi zakryła usta bojąc się, że Wyklęty usłyszy nawet jej najcichszy oddech.
Krew wciąż leciała z jej skaleczonego uda, tak samo jak z tyłu głowy. Alison tak naprawdę nie wiedziała po co ta próba ucieczki, gdyż teraz całkowicie pogorszyła sprawę i wszystko najprawdopodobniej potoczy się jeszcze gorzej.
Zgarniając włosy do tyłu poczuła w nich kawałki rozbitego okna, lecz nie zwracała na to uwagi. Nastolatka chciała głęboko odetchnąć, ale strach powodował, że bała się to zrobić. Murray zamarła w momencie gdy usłyszała ciche pogwizdywanie, które z każdym kolejnym krokiem Louisa stawało się głośniejsze.
-I tak cię znajdę Alison. Nie ważne gdzie się ukryjesz. – Usłyszała dobrze znany jej głos, który spowodował, że do oczu natychmiast napłynęły jej łzy. Nie próbowała ich powstrzymać, po prostu pozwoliła im spłynąć po policzkach.
Serce siedemnastolatki mocno dudniło w jej piersi. Myślała o Niallu, o ich ostatniej wspólnej chwili, gdy to po raz pierwszy mieli możliwość poznać smak swoich ust. Kiedy to wreszcie wyznali sobie miłość. Ali pragnęła znowu zobaczyć swojego wymarzonego chłopaka, chciała go przytulić i poczuć jego słodki i charakterystyczny zapach oraz usłyszeć jego śmiech. Jej największe marzenie dotyczyło tego było spędzić z Niallem całą wieczność. Ale niestety nie wszystkie marzenia się spełniają i w ostatnich chwilach życia Alison
cieszyła się tym, że je chociaż miała.
-Przestań marzyć o swoim księciu z bajki – powiedział Louis ze złośliwym uśmiechem, stojąc tuż nad skuloną brunetką, która przypominała ośmioletnią dziewczynkę. – Tylko osoby, które żyją mogą marzyć, a tu jesteś już martwa.
Tomlinson wbijając paznokcie w ramię siedemnastolatki bez żadnego problemu podniósł ją z podłogi. Ali się trzęsła i nie miała siły by samodzielnie stanąć na nogach, lecz Lou nie miał zamiaru dać jej ani chwili odpoczynku Z całej siły rzucił ją na znajdujący się naprzeciwko regał z książkami. Uderzenie plecami w półki było bolesne dla Alison, jednak gorszy wydawał jej się upadek na podłogę. Przez to ból w skaleczonym udzie zwiększył się, co zdaniem nastolatki było już chyba niemożliwe.
-Wstawaj – odparł surowo Louis, chwytając bardzo mocno za brązowe włosy dziewczyny i ciągnąc ją w górę, co spowodowało, że aż syknęła. – Wiesz za co to było? – spytał odwracając lekko otępiałą i nieprzytomną nastolatkę w swoją stronę. – Za to, że plunęłaś mi w twarz i mnie pchnęłaś. A to – zaczął po czym z impetem uderzył przodem jej twarzy w ścianę, głębiej wbijając szkło i przy tym najprawdopodobniej łamiąc jej nos, z którego od razu spłynęła krew – za to, że próbowałaś uciec.
Ból jaki czuła Alison przekraczał skalę jaką mógł znieść każdy człowiek. Siedemnastolatce wydawało się, że każda kość w jej ciele jest złamana, a wszystkie mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Cierpiała i chciała by te uczucie zniknęło jak najszybciej. Podtrzymując Murray, Louis szedł w kierunku olbrzymiego stołu, przy którym kazał jej usiąść na krześle. Trzymając w ręce sztyletu przechadzał się w tą i z powrotem cały czas patrząc na ledwo żywą dziewczynę.
-Zastanawia mnie, po co to wszystko, Alison – mówił spokojnie Lou, bawiąc się sztyletem. – Mimo słabych umiejętności walecznych, jesteś zadziorna i odważna, czego nigdy bym się po tobie nie spowiedział. Mam nadzieje, że się nie gniewasz – dodał troszeczkę rozbawiony. – Jeśli chcesz przeżyć, a na pewno chcesz, to mogę pójść z tobą na pewien układ. – Ali nic mu nie odpowiadała, tylko oszołomiona patrzyła na niego. W tym momencie pragnęła jedynie umrzeć. – Jeśli dołączysz do Wyklętych, obejmiesz razem ze mną i Zaynem władzę nad tym wszystkim. Wydajesz się być ogarnięta i twoje zdolności przewidywania przyszłości na pewno by się nam przydały.
-Prędzej ty zaczniesz kochać, niż ja do was dołączę.
-Podobnej odpowiedzi się spodziewałem, kochana. Więc teraz – zaczął zatrzymując się przed krzesłem na którym siedziała brunetka – będę musiał cię zabić.
Zwinnie odwrócił sztylet w swojej dłoni, chwytając za ostrą część przy tym szczerze uśmiechając się do Alison. W przyjaznym geście wyciągnął w kierunku zakrwawionego policzka dziewczyny rękę, na co ona zareagowała natychmiastowym przymknięciem oczu i odwróceniem głowy. Wyklęty z czarnymi jak węgiel oczami zaśmiał się gardłowo, a potem odgarnął pasmo włosów z twarzy siedemnastolatki. Czując jak palce Lou delikatnie muskają jej skórę od rzazu na jej ciele pojawiła się nieprzyjemna gęsia skórka. Brunet długo nie zabierał swojej dłoni, przez co dziewczyna pomyślała, że czeka na to by w odpowiednim momencie uderzyć ją w twarz, gdy naglę w swojej lewej dłoni usłyszała trzask kości. Tomlinson wykorzystał nieuwagę niebieskookiej siedemnastolatki i w odpowiednim momencie uderzył ją rękojeścią sztyletu.
-Aaa! – krzyknęła z powodu niespodziewanego bólu, szeroko wytrzeszczając oczy. – Proszę Louis – wyszeptała słabo, głośno i z trudem oddychając. – Zabij mnie.
Oblizując, a następnie lekko zagryzając wargę z satysfakcją spojrzał na ranną dziewczynę, która z twarzy przypominała dwunastolatkę. Dłonią na której miał ślady krwi Alison, odgarnął swoje włosy, a następnie o swoją czarną koszulkę wytarł z ostrza czerwoną ciecz należącą do Murray. Po tym Louis szybko przyłożył czubek sztyletu do lewej piersi brązowowłosej, dokładnie celując w jej szybko bijące serce.
-Zawsze do usług.
I kiedy Ali poczuła jak ostre zakończenie powoli dotyka jej piersi, po raz ostatni postanowiła pomyśleć o
Niallu. Zamknęła oczy przypominając sobie jego idealne rysy twarzy, uśmiech oraz piękne błękitne oczy, gdy nagle usłyszała jak Louis zostaje przez kogoś odepchnięty i wraz ze sztyletem upada na podłogę.
Zszokowana Alison otworzyła oczy i przed sobą zauważyła mokrego od deszczu Horana, który ze smutkiem i troską przyglądał się ledwo żywej dziewczynie.
-Nie – wyszeptała Murray wiedząc, co zaraz się wydarzy. Jej chłopak miał zginąć, a ona razem z nim.
Kąciki ust blondyna lekko drgnęły, lecz szybko przybrał kamienny wyraz twarzy i spoglądając na leżącego na podłodze Louisa wyciągnął z pokrowca miecz i wycelował w jego kierunku.
-Jeśli chcesz zabić ją, to najpierw musisz pokonać mnie – rzekł twardo Niall. Tomlinson zaśmiał się na głos i niesamowicie szybko podniósł się, przy tym także wyjmując swój miecz. Nim Murray zdążyła jakoś zaprotestować dwaj dziewiętnastoletni chłopacy zaczęli między sobą walczyć.
Przestraszona zaczęła w nerwowy sposób rozglądać się po pomieszczeniu chcąc znaleźć jakąś rzecz, dzięki której skutecznie mogłaby ogłuszyć lub na chwilę powstrzymać Louisa. Niestety oprócz krzeseł, których i tak niestety Ali nie mogła użyć gdyż miała złamaną rękę nic nie nadawało się do zaatakowania bruneta. Alison była bezradna, bo mimo iż bardzo chciała coś zrobić to wszystko odmawiało jej posłuszeństwa. Była słaba i zamiast w jakikolwiek sposób pomóc swojemu chłopakowi pokonać Louisa, ona z trudem mogła podnieść się z krzesła.
Ze łzami w oczach patrzyła jak Niall zwinnie unika ciosów dziewiętnastolatka po czym stara się mu jakiś zadać. Oboje długo starali się jakoś siebie zaatakować, aż w końcu Horanowi się to udało. Siedemnastolatka miała nadzieję, że cios okaże się poważny, ale niestety było to tylko małe i niegroźne
przecięcie na brzuchu. Alison wiedziała jednak, że to wystarczyło by rozłościć Louisa.
-Koniec zabawy w kotka i myszkę, pora by ktoś zginął – rzekł zirytowany wymachując mieczem. W mgnieniu oka z całej siły kopnął niczego nieświadomego Nialla w jego miejsce intymne. Alison z powodu przerażenia rękoma zakryła twarz, a blondyn który musiał bardzo cierpieć upuścił swój miecz, przy tym na czworaka upadając na podłogę. Louis zwycięsko się uśmiechnął, zapewne uświadamiając sobie, że wygrał już walkę, lecz postanowił jeszcze dziewiętnastolatkowi zadać kilka ciosów i ponownie kopnął go butem, jednak tym razem w żebra co spowodowało, że Niall upadł bokiem ciała na podłogę.
Brązowowłosa siedemnastolatka wiedziała, że musi jakoś spróbować ochronić Horana i mimo problemów z utrzymaniem się na nogach w powolny sposób poruszyła się w ich kierunku, cały czas czegoś się podtrzymując. „Szpilki to był chyba nienajlepszy pomysł”, przeszło jej przez myśl, ale szybo przestała o tym rozmyślać skupiając się na tym by jak najszybciej dotrzeć do leżącego na podłodze Nialla.
Wyklęty ironicznie się uśmiechając swój ciężki but położył na klatce piersiowej blondyna mocno na nią naciskając, w ten sposób zadając mu ból.
-Gdybyś siedemnaście lat temu dobrze wykonał swoje zadanie, teraz nic takiego nie miałoby miejsca – powiedział Tomlinson czubkiem miecza dotykając gardła blondyna. Ali z załzawionymi oczami starała się jak najszybciej dostać do dwóch dziewiętnastolatków, ale mimo, że znajdowała się blisko nich, to wciąż było za daleko. – Wstań. Nie będę zabijać cię gdy leżysz. To nie honorowe – rozkazał Lou pozwalając Niallowi się podnieść.
Nie zważając na okropny ból w każdej części swojego ciała, Murray bardzo szybko stanęła przed miłością swojego życia ochraniając go własną piersią, co wywołała u brązowowłosego chłopaka głośny napad
śmiechu.
-Ali – z trudem wyszeptał jej do ucha Niall. – Odejdź, proszę.
-Nie! – krzyknęła kątem oka spoglądając na niego, chwytając go rękoma tak by nie mógł jej wyprzedzić. – Nie możesz zginąć, rozumiesz? – Mówiąc to, po jej policzkach ponownie zaczęły spływać łzy, które mieszały się z zaschniętą krwią.
-Ah ta miłość – zadrwił Louis unosząc miecz i przystawiając go do lewej piersi Alison, dokładnie wymierzając w jej szybko i mocno bijące serce.
Zdziwiona Murray zauważyła za Lou postać, która zbliżała się w ich kierunku. Siedemnastolatka rozpoznała, że jest to jej siostra, która z trudem pistoletem celowała w Tomlinsona. „O nie, ten pistolet”, pomyślała jeszcze bardziej przerażona.
-Żeby było romantycznie to przebije wasze serca w tym samym momencie – dodał mocniej naciskając na ostrze miecza co spowodowało, ze na białej sukience niebieskookiej pojawiła się kolejna czerwona plama.
-Tkniesz ich, a cię zabije – rzekła ostrym tonem Amanda, koślawo przykładając lufę pistoletu do lewej części pleców Louisa. Chłopak – tak samo jak reszta – zdziwiony był pojawieniem się siedemnastolatki, która napuchnięty miała policzek oraz rozcięty łuk brwiowy. Nie tylko na twarzy, ale także na lewym łokciu można było zauważyć sporą ilość zaschniętej krwi. Oprócz tych skaleczeń Ali wydawało się, że Collins nie stało się nic poważnego.
-Nie ważne co zrobię to ty i tak mnie zabijesz. Gdzie Zayn? – zapytał Wyklęty, nie zabierając ostrza z piersi brunetki oraz twardo patrząc w jej niebieskie, przepełnione strachem oczy.
-Zapewne leży w kałuży swojej krwi.
-Zabiłaś go? – spytał nie ukrywając swojego zdziwienia.
-Nie tylko ty to potrafisz – odpowiedziała. – A teraz zabierz ten miecz, albo zginiesz tak jak Zayna. – Mocniej przycisnęła pistolet do jego pleców, a Alison zaczęła zastanawiać się ile nabojów zostało Amandzie. W pistolecie było przecież ich tylko trzy.
-A gdzie twój chłopak? Czyżby zginął zamiast ciebie?
Niall w delikatny sposób chwycił biodra Murray, która ledwo mogła stać na nogach. Wylew krwi z jej głowy oraz uda wciąż nie ustawał, a z każdą sekundą ona traciła siły na cokolwiek. Wiedziała, że jeśli zaraz nie zginie to w jak najszybszym tempie ktoś musi udzielić jej pomocy, ponieważ w innym razie straci ona
przytomność.
-Miewa się dobrze, zaraz do nas dołączy wraz z Alexem. Nas pięcioro na ciebie jednego to niezbyt wyrównana walka – stwierdziła lekko się uśmiechając, mając nadzieję, ze to przekona Tomlinsona do tego by się poddał. On jednak tylko zagryzł swoją wargę i odparł:
-Nigdy nie należałaś do najmądrzejszych osób, Amando. Na razie mamy tu tylko trzy osoby; ledwo żywą Alison, Nialla bez broni, który zrobi wszystko by jego księżniczka przeżyła i jesteś jeszcze ty. I mimo że masz broń to i tak nie będziesz w stanie mnie zabić. Dopóki twój chłopiec tu się nie pojawi, wiele może się wydarzyć.
-Jesteś pewny, że cię nie zabiję? – spytała, na co brązowowłosy zareagował potwierdzającym kiwnięciem głowy. Murray mocno przymknęła powieki, mając nadzieję, że za chwilę usłyszy huk spowodowany wystrzałem z pistoletu, lecz nic takiego przez dłuższy moment nie nastąpiło. Do jej uszu dochodził tylko cichy odgłos naciskanego spustu, a to oznaczało, że wszystkie trzy naboje zostały już wcześniej wykorzystane.
-Jak już mówiłem – zaczął czarnooki dziewiętnastolatek odchrząkując – nie zabijesz mnie.
Z niesamowitą szybkością i zwinnością odwrócił się na pięcie, rękojeścią miecza uderzając zszokowaną Amandę w policzek co spowodowało, że z impetem upadła na podłogę. Nim Alison zdążyła także jakoś zareagować Niall  lekko ją odepchnął w ten sposób samemu przyjmując cios zadany przez Louisa.
-Nie! – krzyknęła głośno niebieskooka nastolatka leżąc na podłodze ze łzami w oczach, które natychmiast spłynęły po policzkach. Blondyn, który znajdował się na wyciągnięciu ręki z szeroko otwartymi oczami spojrzał na miecz przebijający jego lewą pierś. W tym samym momencie w głowie Ali pojawiła się jej
zarumieniona twarz, która mimo uśmiechu była zmartwiona. „Kocham cię Niall. Pamiętaj o tym.”, usłyszała w swojej wyobraźni. „To jego ostatnie myśli”, pomyślała roztrzęsiona patrząc jak z krwią spływającą po brodzie Horan upada na kolana.
Louis zwinnie wyciągnął z piersi chłopaka ubrudzony czerwoną cieczą miecz i triumfalnie uśmiechnął się spoglądając na zapłakaną Alison, która skupiona była jedynie na swoim umierającym chłopaku. Nim całkowicie upadł na podłogę brunetka zauważyła, że intensywność w oczach Nialla zniknęła, a potem przewrócił się brzuch, twarzą skierowaną w kierunku Murray. Jego klatka piersiowa już się nie poruszała, a on nie dawał żadnych znaków życia.
Jej chłopak, jej miłość życia została zabita. Niall zginął, bo Alison na samym początku zaufała nie tej osobie co trzeba. Straciła go, straciła osobę, która była dla niej wszystkim i zaraz sama miała zginąć z rąk Louisa.
-Czas na ciebie aniołku. Czyż nie tak on się do ciebie zwracał? – spytał bawiąc się kosztem załamanej Murray, do która nic już nie docierało. Pragnęła jedynie by ją zabito, tylko po to by znowu mogła zobaczyć uśmiechniętą twarz nieżyjącego już blondyna.
Louis jednak nie zdążył zadać ciosu, gdyż jego klatka piersiowa – tak jak jeszcze przed chwilą Nialla – została od tyłu przebita mieczem, którego właścicielem okazał się być Harry.
-To za Nialla – wyszeptał mu do ucha Styles, którego koszulka była rozerwana a na brzuchu znajdowała się spora ilość krwi. Siedemnastoletnia Alison nie patrzyła dalej na to co dzieje się z nie żywym Tomlinsonem.
Cała roztrzęsiona z trudem przybliżyła się do ciała leżącego w kałuży własnej krwi. Z trudem wyciągnęła swoją zakrwawioną i mocno dygającą dłoń w kierunku mokrych włosów Nialla. Ali miała głupią nadzieję, że blondyn zareaguje na jej dotyk i otworzy oczy, lecz niestety nie doczekała się żadnej reakcji. Wybuchając głośnym płaczem dotknęła rany, która powstała przez miecz i patrząc na blady policzek Nialla, cicho zaczęła szeptać:
-Proszę, wróć. – Ali w sercu czuła pustkę, wiedziała że teraz nic nie będzie miało dla niej znaczenia. – Nie zostawiaj mnie. Nie możesz mnie zostawić. Kocham cię, rozumiesz? – mówiła słabo, sama ledwo słysząc swoje słowa.
Jej głowa mocno pulsowała z powodu bólu, lecz nie zwracała na to uwagi. Brunetka pragnęła zostać w bibliotece wraz z Niallem. Opadając z sił głowę położyła na plecach blondyna wciąż mając nadzieję, że usłyszy iż jego serce jeszcze w powolny sposób bije, jednak żaden dźwięk nie dotarł do jej uszu. Ta okropna cisza spowodowała, że ponownie tego wieczoru po jej policzkach spłynęły łzy. „Zawiodłam” pomyślała, nie spodziewając się takiego rozwoju sytuacji.
-Kocham cię – wyszeptała, a jej powieki same się zamykały. Pragnęła umrzeć, by być z Niallem, to wszystko o czym teraz marzyła. – Pomóżcie mu – wyszeptała słabo, z trudem otwierając oczy.
Zauważyła wtuloną w pierś Harry’ego, roztrzęsioną i zapewne płaczącą Amandę. Obok nich stał smutny Alex, który nie mógł otworzyć jednego oka. Na jego twarzy oprócz zaschniętej krwi pod nosem, widać było współczucie oraz żal i zauważając, że z Alison jest co raz gorzej lekko szturchnął Stylesa i głową kiwnął w kierunku nastolatki. Ten puścił z objęć jej zapłakaną siostrę, która od razu przytuliła się do czarnowłosego siedemnastolatka.
-Musimy zabrać ją do skrzydła szpitalnego – oznajmił im Harry, kucając przed Alison. – Zabieramy cię stąd Ali. Niall... On nie żyje.
-Pomóż mu. Proszę. Pomóż mu. Proszę. – Powtarzała otumaniona, nieobecnym wzrokiem patrząc na twarz brązowowłosego dziewiętnastolatka, który bez żadnego problemu ją objął i podniósł.


Hm... Nie wiem co mogę wam powiedzieć :)
Mam nadzieję, że mimo rozwoju sytuacji rozdział wam się podoba.
Powiem szczerze, że pisanie takich scen jest łatwiejsze niż tworzenie ckliwych spotkań bohaterów. Przynajmniej dla mnie.
Blog tak właściwie jest już skończony. Został już tylko jeden rozdział i w święta mamy zamiar rozpocząć pisanie PEOPLE IN NEW YORK, które znajdziecie pod tym adresem http://people-in-new-york.blogspot.com/.  Na który serdecznie zapraszamy, by zaobserwować i zapoznać się z bohaterami oraz treścią. Opowiadanie może wydawać się zwyczajne, jednak uwierzcie nam, że tak nie będzie. Postacie będą borykać się z wieloma problemami.
Byłoby nam bardzo miło gdybyście wyraziły szczerą opinie na temat przedostatniego rozdziału. Im więcej wyświetleń zobaczymy tym szybciej pokaże się ostatni już rozdział, który właściwie jest już napisany.
Jak pod każdym rozdziałem możecie zadawać pytania wszystkim bohaterom, na które będziemy się starały odpowiadać.
Jeśli jednak chcecie dowiedzieć się czegoś o mnie lub o Amy to zapraszam na nasze prywatne aski, gdzie z chęcią odpowiemy na wasze pytania.
Alison: http://ask.fm/justwilliams
Amanda: http://ask.fm/ffranks
Bardzo was kochamy i dziękujemy za to, że z nami jesteście mimo, że często was zawodzimy x
Pozdrawiamy, Ali & Amy ♥

45 komentarzy:

  1. Czytając jak Niall zginął aż sama się popłakałam ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. Serce mi pękło kiedy Niall umarł. Dobrze że przynajmniej Harry żyje.:'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział był taki smutny:( Ale i tak był genialny :D Już nie mogę się doczekać następnego, oby pojawił się jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo,ze rozdzial byl taki smutny nadal byl swoetny. Juz od jakiegos czasu bylam przygotowana na smierc Nialla. Podejzewalam,ze to wlasnie on zginie. Przy scenie jego smierci łzy same zaczely plynac. Doprowadzilyscie ze nadal pisza ten komentarz placze. Mimo,ze bylam na taki przebieg rozdzialu przygotowana to w glebi serca chcialam zeby wszystko skonczylo sie dobrze. Zeby zginal tylko Louis i Zayn. Nic innego mi nie pozostalo tylko czekac na ostatni rozdzial. Mam nadzueje ze pojawi sie dosc szybko. Chociaz nie chce by ta historiia sie tak slonczyla. Ali bez Nialla to juz nie to samo. Chyba wolalabym by zgineli oboje ;( . Kolejny blog pewnie bedzie tal samo zaskakujacy i wspanialy i talze mam nadzieje ze dosyc szybko pojawi sie pierwszy razdzial po tym. ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. chce mi się płakać. Niall nie żyje, więc współczuję wszystkim Nialls girls :c
    chciałabym już przeczytać ten ostatni rozdział, kocham wasze blogi jezu, czemu ten musiał się skończyć???????

    ily x

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście pod koniec musiałam się popłakać... Rozdział jak zwykle świetny. Szkoda że Niall zginął i teraz jakoś nie wyobrażam sobie bez niego opowiadania. :C Miałam nadzieję że cudem przeżyje. ;c Lepszego opowiadania chyba nigdy nie widziałam. Gorąco pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. nie, nie, nie! właśnie wylewam morze łez. nienawidzę was i kocham jednocześnie. kochany Niall...
    rozdział wyszedł wam świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Powinnyście wpadać na własne pomysły a nie ściągać z filmu :]
    Wyklęci ? Anioły? - coś mi tu zalatuje "Darami Anioła- Miasto kości" plis trochę oryginalności.
    Btw. To nie żaden hejt, tylko stwierdzenie faktu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli autorzy innych blogów gdzie przeplatają się motywy takie jak miłość, śmierć, choroba czy zdrada są ściągaczami? Przecież właśnie takie rzeczy dzieją się w co drugim filmie. Proszę Cię, Twój komentarz jest naprawdę śmieszny i zbędny ;) Pozdrawiam.

      Co do rozdziału to świetny, dużo się działo przez co ciekawie się czytało. Strasznie mi szkoda Alison, biedna teraz musi tak cierpieć :( Czekam na kolejny, a jeszcze bardziej na nowe opowiadanie! :)
      xoxo

      Usuń
    2. To jest centralnie wzięte z Darów Anioła. Ok miłość śmierć to jest wszędzie, ale Wyklęci, Aniołowie itd nie sorry ale jak dla mnie do marna podróba Filmu :))

      Usuń
    3. widać odezwała się wielka fanka darów anioła :)
      wyklęci - u nas w blogu to Aniołowie, którzy zdecydowali się czynić zło, w Darach Anioła to są osoby na które nie działają Runy i są pod wpływem innych osób i nie przypominają ludzi. tracą wzrok i szaleją.
      Śmierć - sorry ale w co drugiej książce ktoś umiera. Harry Potter, Piękne Istoty, Dary Anioła i wiele innych więc nie jest to ściągnięte z Darów Anioła.
      po za tym Dary Anioła mówią o pół Aniołach i pół Ludziach. my mamy tu pełne Anioły i tu jest w ogóle co innego :)
      więc jeśli widzisz podobieństwo to także możesz to np. porównać do Harry'ego Pottera czy innej książki.
      wal się
      Alison ♥

      Usuń
  10. Popłakałam się. Cholerne łzy nie chcą przestać mi lecieć z oczu. Tego najbardziej się obawiałam, że któreś z moich ulubionych bohaterów zginie... Nie spodziewałam się, że to będzie Niall... Co ja piszę? Nie chciałam się pogodzić z tym, że w ogóle ktokolwiek umrze. To opowiadanie jest niesamowite mimo tego co się w nim dzieje. Stworzyłyście kawał dobrej roboty. Na pewno nie zapomnę o tym opowiadaniu przez długi, długi czas!
    Pozdrawiam,
    eM's xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże no nie mogę. Postanowiłam przeczytać ten rozdział jeszcze raz. Myślałam, że zareaguję spokojniej, ale wcale tak nie było... Matko ile emocji... Piszę ten komentarz, ponieważ zapomniałam wam podziękować za to, że potraficie wywołać u mnie takie emocje. Czytam wasze opowiadania od samego początku, zaczynając od Young Pretty Lovely, aż po Secrets Of Human i od samego początku nie mogę się nadziwić. Cieszę się, że po zakończeniu przygód Alison i Amandy, rozpoczniecie kolejne opowiadanie. Na pewno będę je czytać. Nie ma innej opcji! Ale na razie życzę dużo weny i pomysłów. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
      Pozdrawiam po raz drugi,
      eM's xxx

      Usuń
  11. Ryczę!
    Czy możecie do kurwy nędzy przestać zabijać Niall'a, bo dostanę pierdolonego załamania i aktualnie samam mam ochotę się zabić.
    Amen

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny rozdział, poryczałam się jak głupia :'(
    Naprawdę kawał dobrej roboty :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział naprawdę dobrze napisany, mimo wszystkich przykrych wydarzeń, które tu były. Płaczę jak głupia. Lecą mi łzy nonstop. Podziwiam was i waszą pracę. Macie wielki talent, proszę nie przestawajcie pisać.

    OdpowiedzUsuń
  14. O Boze! :'( Niall nie moze zginac! On NIE MOZE zginac! :'( nie!... :'( poryczalam sie jak jakas ciota :'( przepiekne te opowiadanie ale niall... on musi zyc :'( blagam :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Aaaaaa...nie jak mogłaś uśmiercić Nialla ?Mam nadzieję,że on będzie jednak żył i będą szczęśliwi, a ja nie będę musiała więcej płakać, chyba że ze szczęścia...Co do rozdziału jest niesamowity zresztą jak cały blog!!Nie mogę się doczekać następnej części!!-Roxi :)

    OdpowiedzUsuń
  16. rozdział jest naprawdę piękny widać, że naprawdę sie w to wczułyście uwielbiam wasze opowiadania, bo piszecie z pasją. Szkoda, że to przedostatni rozdział, ale cieszę sie też, że w święta zaczniecie nowe opowiadanie, które na pewno będę czytać. Weny i buziole ;**
    P.S. byłoby mi naprawdę miło, gdybyście w wolnej chwili zajrzały do mnie:
    http://fuckingbiglove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. rycze, o matko nie mogę w to uwierzyć:c myślałam, że to ali miała umrzeć, a Niall mógłby przeżyć, jezu:c nie mogę w to uwierzyć...
    dziewczyny - jesteście wspaniałe! potraficie tak piękni pisać, że odczuwam każdy ból, strach, radość i rozpacz razem z tymi bohaterami.
    to niesamowite, ponieważ niewiele osób pisze aż tak wspaniale.
    och, uwielbiam Was i nie mogę uwierzyć, że to żużlowiec SOH :(
    kurde, jestem pewna, przeczytam tę historię jeszcze kilka razy:*
    z niecierpliwością czekam na ostatni rozdział no i oczywiście na nowe opowiadanie, które na milion procent będę czytać i na pewno je pokocham tak jak to ;*
    kocham waaaas <3

    http://liivethemomentt.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miało być : to już koniec SOH a nie żużlowiec hahahaha, przepraszam. jestem na telefonie i to głupie T9:((

      Usuń
  18. Dlaczego? Nie ja po prostu nie wierzę :( Ryczę i nie wstaję.
    AMEN

    OdpowiedzUsuń
  19. kocham Was dziewczyny:( płacze, taki nagły zwrot akcji:( najlepszy blog ever! czekam na epilog:( rozdział fantastyczny, tak mi waliło serce, że masakra. wczułam się tak bardzo w to:( jeju no nie mogę uwierzyć, że Niall nie żyje:(

    OdpowiedzUsuń
  20. Placze ;(
    Gratuluje wyobrazni i talentu! <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Harry: Czujesz się winny że gdybyś przyszedł chwilę wcześniej to Niall by żył?
    Ali: Myślisz że gdybyś nie dała Amy pistoletu to Twój plan by wyszedł i Niall by żył?
    Harry: Dlaczego nie posłuchałeś Ali i nie zatrzymałeś Nialla na zewnątrz?
    Niall: Powiedz coś :c
    Harry: Jak się czujesz z tym że straciłeś osobę która zastępowała Ci rodzinę?
    Ali: Jak się czujesz?

    OdpowiedzUsuń
  22. Możliwe, że tak. Ale niestety nie byłem wstanie podnieść się szybciej z podłogi, gdyż moja rana także była poważna - Harry
    Myślę, że jeśli pozbycie pistoletu nic nie dało - bo w mojej wizji Niall ginął przez postrzał pistoletu - to i tak w jakiś sposób by zginął i ja nie byłam wstanie tego powstrzymać - Alison
    Niall czuł, że z Ali dzieje się coś złego i mimo moich starań poszedł ją ratować. Stracenie członka rodziny jest czymś okropnym i ciężko mi się z tym pogodzić - Harry
    Nie da się opisać tego co czuję - Alison

    OdpowiedzUsuń
  23. jeju popłakałam sie :'(

    OdpowiedzUsuń
  24. Jezu. Pierwszy raz, naprawdę pierwszy, popłakałam się, czytając jakieś opowiadanie. Jesteście najlepsze na świecie. Kocham to wszystko, co napisałyście dotychczas, to jest po prostu perfekcyjne. Nie znam lepszego określenia na to opowiadanie, ponieważ mnie zachwyciło. Ogromnie mnie zachwyciło.
    Pierwsze rozdziały... hmm, Ali poznała Louisa, a Amy Zayna. Naprawdę, wtedy zupełnie nie spodziewałam się, że to się tak skończy. Nie myślałam nawet, że oni są aż tak źli!
    Muszę jednak przyznać, że od razu polubiłam Nialla i Harrego. Tacy pewni siebie, tacy aroganccy... uwielbiam ich. I widać było, iż dziewczynom wcale nie byli obojętni.
    Od razu bardzo chciałam, żeby Ali związała się z Niallem (może to też dlatego, że w rzeczywistości to jego uwielbiam najbardziej xD), bo i w tym opowiadaniu go uwielbiam najbardziej :D
    Teraz Amy i Harry. To wiadome, że musieli być razem! A Zayn... uh, nienawidziłam go w tym opowiadaniu! Jak on w ogóle mógł... naprawdę się cieszę, że Alex go zabił. A właśnie Alex. Szkoda, że zakochał się w Amy, bo jednak cieszę się, że ona jest z Harrym. :p
    I teraz ostatnia scena. Scena śmierci Nialla. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! Ja nie mogę się z tym pogodzić. Horan i Ali... oni razem. Jak on mógł zginąć! Czytałam tę scenę parę razy i, jak już wspomniałam, po prostu się poryczałam. Jak taki mięczak. Ech, dlaczego on umarł.
    Mimo wszystko, wiedzcie, iż uwielbiam tego bloga i naprawdę czekam z niecierpliwością na ostatni rozdział. Może da się uzdrowić Nialla? xD
    Pozdrawiam xx ♥

    OdpowiedzUsuń
  25. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  26. No pięknie! Będziecie musiały opłacić mi psychiatrę. Dzięki...
    Umierałam przed komputerem, czytając to. Rozwaliłyście mi psychikę tym rozdziałem. Będę musiała się leczyć. XD
    Co do tego wszystkiego:
    Po pierwsze jak moje poprzedniczki jestem po prostu załamana śmiercią Nialla. No jak mogłyście?! Zawału dostawałam. Czytałam z otwartą buzią (pewnie musiałam wyglądać dziwnie XD). Błagam, niech jakimś magicznym sposobem zmartwychwstanie albo coś...
    Po drugie TO WSZYSTKO JEST TAKIE SWEAT... <3 I Niall z Ali, i Harry z Amy. No po prostu ich zjeść. * . * I te sceny walki. Jak ja się emocjonowałam. To jest lepsze niż film akcji. Adrenalina od razu podskakuje.
    Rozdział ogólnie: PERFECT!!! <333

    OdpowiedzUsuń
  27. To jest świetne .Poplakalam się. Nie mogę uwierzyć że jeszcze tylko jeden rozdział i koniec. To jest jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam i nie potrafię pogodzić się że koniec już blisko.
    Tak cholernie cieszę się że Louis i Zayn w końcu zgineli.
    Ale mam nadzieję że z Ali i Niallem wszystko będzie dobrze .
    Gdy rozpoczynalyscie opowiadanie, nigdy nie pomyślałam o takim zwrocie akcji .
    Czekam z niecierpliwością na nadchodzący ostatni rozdział. :c

    @basiaandbasiaa
    Life-is-full-of-secrets.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  28. nominowałam cię do liebster awards. więcej informacji tutaj -> http://fun-love-tears.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  29. Dziewczyny!
    Ostatni raz płakałam tak mocno, kończąc miasto kości. Serio. Nie mogę doczekać się epilogu. Czuje jeszcze więcej płaczu!
    ilysm
    Jula

    OdpowiedzUsuń
  30. Ze łzami w oczach przebrnęłam przez rozdział no i z krzywymi minami, gdyż bardzo szczegółowo lubicie tu opisywać ból i łamanie kości. haha! :D A teraz do rzeczy. Nie zawiodłyście mnie ze scenami walki, były naprawdę ciekawe. Zayn i Louis jako złe charaktery są bardzo jakby to powiedzieć, interesujący. Nie wiem czemu, po prostu idealnie ich stworzyłyście. Ale wiadomo, jak są źli to nie chciałam, żeby przeżyli. Co do Niall'a. Niby przeczuwałam, że zginie, ale bardzo, ale to BARDZO nie pasuje mi, że to on sam zginął, jakby był jakimś bohaterem tragicznym czy coś. Coś czuję, że Ali sobie z tym nie poradzi. A szczerze to myślałam, że to ona zginie, hmm, może dlatego, że tak się wystawiała na tą śmierć, ale teraz to nie wiem co myśleć, chyba, że Niall w jakiś magiczny sposób ożyje. Kurde no! Nawet się sobą nie nacieszyli, nic. U Harry'ego i Amy było inaczej. Spędzili ze sobą więcej czasu no i co oczywiste - żyją, więc mogą sobie dać radę.
    No nic. Rozdział jak zwykle znakomity. Nic dodać, nic ująć, albo nie...Dodajcie Niall'a z powrotem !!! Haha, nieważne. Do następnego! :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Cud, miód i no nie mamy słów...
    Niall :(
    A co do Zayna i Lou zgadzamy się z komentarzem u góry, że są to postacie negatywne, ale dodają takiego wspaniałego charakteru całemu opowiadaniowi. No po prostu oderwać się nie można.
    Szkoda, że jeszcze tylko jeden rozdział :(
    Ale cieszymy się, że będzie kolejne opowiadanko :D

    My również piszemy. W wolnej chwili zapraszamy :**
    owszystkimioniczym-1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  32. nie wierzę w to ! po przeczytaniu najchętniej bym się rozpłakała :'( Niall to moja ulubiona postać w tym opowiadaniu i już go nie ma :c

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie mam teraz nawet sekundki wolnego czasu, ale bardzo doceniam Waszą pracę i chce już kolejny rozdział, więc troszkę się rozpiszę!
    Jestem zakochana w tym blogu i w Waszej twórczości, którą zaczęłam nadrabiać. Od wczoraj przeczytałam 13 rozdziałów na beautiful-famous-and-rich (tak, czytałam do 3 rano) i nie mogę wytrzymać bez kolejnych, a nie mam na nie czasu! :c
    Co do rozdziału to go KOCHAM! Jest niesamowity i się wzruszyłam do tego stopnia, że przyjaciółka, która czekała, aż skończę, musiała mnie uspokajać.
    Czytałam ten rozdział z pięć razy i dalej nie wierzę, że Niall nie żyję. Przeczytałam sobie jeszcze raz sen Alison i dopiero wtedy się uspokoiłam. On musi żyć. Innej opcji nie widzę!
    Co do części Amandy to bolało mnie wszystko, co robił jej Zayn. Bardzo się cieszyłam, że znalazła w sobie tyle siły, by walczyć. Część, gdy pojawił się Harry powiem szczerze, że mnie uspokoiła, stwierdziłam wtedy, że wszystko będzie dobrze. Bardzo mnie zdziwiło, że to Alex zabił Zayna, ale równocześnie ucieszyło.
    Część Alison była okropnie przykra, smutna i straszna! Kocham ją najbardziej na świecie, bo miałam okazję na konkurs dla was pisać z jej perspektywy i dlatego boli mnie to, co krzywdzi ją.
    Louis jest wrednym, tępym chujem i go nienawidzę przez ten rozdział. Bardzo, bardzo, bardzo!
    Mam naprawdę wielką nadzieję, że wszystko się ułoży i chciałabym już bardzo nowy rozdział, ale nie wiem, czy jestem przygotowana na koniec ich przygód. To nadal do mnie nie dociera!
    W każdym razie życzę Wam dużo weny, bo nie mogę się już doczekać people-in-paris i mam nadzieję, że "spotkamy" się jeszcze przed świętami, bym mogła złożyć Wam życzenia!
    Kocham Was dziewczyny, jesteście najlepsze! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sensie people-in-new-york :)
      + pytanko: zamierzacie zrobić do niego zwiastun? :)

      Usuń
    2. mamy już jeden gotowy, ale muszą powstać jeszcze dwa. bo będą to przedstawienie trzech głównych postaci i ich historii :)
      Alison

      Usuń
    3. to super, nie mogę się doczekać, a kiedy pojawi się epilog? :)

      Usuń
  34. http://recenzjeopowiadan.blogspot.com/ Zapraszam na recenzje opowiadań. Zgłoś się i zobacz jak inne amatorskie pisarki bloggera oceniają twoje opowiadanie :) xx

    OdpowiedzUsuń
  35. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Boże to było cudne. Popłakałam się :c Super opowiadanie. Przeczytałam całe w jeden dzień. Nie mogłam się oderwać. Na początku trochę nie ogarniałam kto jest kim i musiałam wracać do zakładki bohaterowie, ale potem nie mogłam się oderwać. + świetny dobór gifów ;)) Super. Zapraszam do mnie http://bymybabe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń